Rak to (NIE) wyrok

Kiedy w diagnozie, którą otrzymujesz pojawia się słowo „nowotwór” – zamierasz. 
W tym momencie Twoja głowa najprawdopodobniej uruchamia zestaw wszystkich rakowych stereotypów wyhodowanych przez amerykańskie kino.
A Twoja wyobraźnia podsuwa klisze z takiego właśnie dramatu made in USA.
Umówmy się: bardzo krótkiego dramatu, opartego zasadniczo na czterech scenach.
Szło by to mniej więcej tak:

Scena 1:  główny bohater w łazience / lub podczas obiadu / lub podczas prowadzenia samochodu  nagle, teatralnie krzywi się z bólu wywołanego nie-wiadomo-czym, alternatywnie: wyczuwa pod palcami jakiś guzek w dowolnej części ciała.
Cięcie
Scena 2: Lekarz, z pełnym troski spojrzeniem, przekazuje smutną diagnozę, poklepuje przy tym pocieszająco bohatera po plecach, ewentualnie trzyma go za rękę. Bohater przyjmuje informacje z oczami pełnymi łez, niemal widzimy jak „jego świat wali się w gruzy / rozpada na kawałki, ewentualnie: usuwa spod stóp”.
Cięcie
Scena 3: Łysy, wychudzony i sinoblady główny bohater z zapadniętymi oczami na szpitalnym łóżku, z obowiązkową rurką przy nosie i kilkoma innymi rurkami wystającymi z innych części ciała, żegna się z rodziną.
Cięcie
Scena 4: Pogrzeb.
Nie wiadomo, ile czasu upływa między sceną 1 a 4, ale odnosisz wrażenie, że to kwestia kilkunastu dni.
Co jest ewidentną bzdurą, jak zresztą cały ten scenariusz.
(A szczególnie postać troskliwego doktora, podtrzymującego pacjenta za rękę.)
Więc kiedy masz w głowie takie wyobrażenia, a od lekarza słyszysz: „ta zmiana/guzek/coś wygląda nieco podejrzanie”, Twój świat wali się już w tym momencie.
Tymczasem w realnym życiu wszystko to jest dużo bardziej skomplikowane, dużo bardziej rozbudowane, alternatywnych scenariuszy jest przeogromna ilość.
Przeważnie (choć niestety nie zawsze) jest też znacznie mniej dramatycznie, a zwyczajnie po ludzku: uciążliwie i boleśnie.
I jak starają się nas przekonać onkolodzy: rak to nie wyrok.
I to jest prawda.
Rak to choroba przewlekła.
Wciąż zbiera śmiertelne żniwo, ale to nie jest tak, że po wyjściu z gabinetu lekarskiego, kostucha bierze Cię pod pachę i zabiera ze sobą.
Między pierwszą a ostatnią sceną tej historii mija najczęściej kilka, kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt lat. Czasem kostucha przychodzi z całkiem innego powodu niż rak, a czasem w ogóle ci odpuszcza, aż do czasu, gdy nadejdzie Twój zaprogramowany przez geny, naturalny koniec.
Oczywiście to wszystko uzależnione jest też od tego, w jakim stadium zdiagnozowano raka, jakie są naturalne zasoby twojego organizmu, jaka jest twoja motywacja do leczenia i determinacja, aby wyzdrowieć.
Jeśli jednak  masz poczucie, że stanęłaś nad grobem i właśnie planujesz swój pogrzeb, wstrzymaj się jeszcze.
Skup się na planowaniu innej operacji: strategii przetrwania!
Usiądź, weź głęboki oddech, przekreśl słowo „testament”, zamień go na ZASOBY i przeanalizuj, co i kto pomoże Ci przejść tę drogę.
Bo nie będzie łatwo.
Będziesz potrzebować wsparcia, na każdym poziomie: emocjonalnym, logistycznym, merytorycznym i być może także materialnym.
Droga do zdrowienia to poważne przedsięwzięcie i może jeszcze zatęsknisz za koncepcją, aby położyć się i tak sobie po prostu spokojnie umrzeć…
Ale na to zawsze znajdziesz czas.
Teraz jest Czas Mobilizacji. Czy tego chcesz, czy nie.
A ponieważ pewnie nie, to będzie też Czas Emocji.
Dużych. Różnych. Wszechobecnych. I zmiennych jak pogoda w kwietniu.
I to też jest Czas Relacji.
Bo jeśli czeka cię wyprawa do Mordoru, potrzebujesz przyjaciół.
Potrzebujesz swojej Drużyny Pierścienia…
Więc nie rozdawaj jeszcze ulubionych książek.
Zastanów się lepiej komu chciałbyś je podarować i o co możesz poprosić tę osobę.
Bo ludzie chcą pomagać. Naprawdę!
Tylko czasem trzeba im podpowiedzieć, w jaki sposób mogą to zrobić, aby było to dla Ciebie przydatne, i aby nie marnować niepotrzebnie ich energii i czasu.

PROTIP:

Jeśli jesteś bliskim osoby, która mierzy się z diagnozą onkologiczną zadaj sobie pytanie: na ile jesteś gotowy ją wesprzeć? Upewnij się, że Twoja ewentualna deklaracja pomocy będzie autentyczna i wiarygodna, odpuść frazesy. A już zwłaszcza slogan pt. „Będzie dobrze”.
Nie wiesz tego.
I chory wie, że Ty nie wiesz.
I on nie wie.
Obydwoje bardzo byście tego chcieli, ale… czujesz subtelną różnicę?
Możesz powiedzieć, że masz taką nadzieję, że tego życzysz, ale nie mów protekcjonalnym tonem Zjadacza Rozumów, że „będzie dobrze”, chyba że masz PEWNOŚĆ, że to właśnie chce usłyszeć twój przyjaciel…
Nie opowiadaj też o cioci/sąsiadce/koledze z pracy którzy też mieli jakiegoś raka, ale z tego wyszli i już są zdrowi (alternatywnie: umarli, ale „Ups! Sorry, no przecież ciebie to nie spotka!”)
A najlepiej po prostu, zwyczajnie, bez kombinowania jak Max Goodwin z New Amsterdam – zapytaj: JAK MOGĘ CI POMÓC?

PS. Polecam także tekst Agi Szuścik i jej blog – również trochę rozjaśnia w tej materii:

https://www.agaszuscik.com/post/nigdy-nie-mow-bedzie-dobrze

fot. Filip Konieczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.