nie-dieta

Bardzo wiele osób, które zmierzyły się z chorobą nowotworową deklaruje, że zmieniło dietę. Temat wraca w moich postach natrętnie.
Nie jestem jednak dietetykiem. Jestem psychologiem, dlatego skoro mówimy o żarciu, to ugryzę temat z innej strony.
Zajrzyjmy do… mózgu 😉

Każdy, kto kiedykolwiek próbował „przejść na dietę” wie, że to wcale nie jest proste.
Dlaczego?
Bo dieta oznacza ZMIANĘ.
A my nieszczególnie lubimy zmiany.
A już z całą pewnością nie przepadamy za takimi, które wymagają wysiłku z naszej strony.
Nie mamy na to siły. Nie mamy przestrzeni. Nie mamy czasu.
Zmiany budzą w nas niepokój, niechęć, frustrację.
Dlaczego?
Bo najczęściej są wymuszane przez zewnętrzne czynniki.
Szef zarządza zmiany w pracy.
Lekarz nakazał nam zmianę trybu życia.
 Psycholog radzi zmienić nastawienie.
A dietetyk: wagę.
Zmiany klimatu grożą katastrofą, a katastrofy przynoszą jeszcze więcej zmian…
Jeśli jesteś w trakcie leczenia, mierzysz się z nieznaną, niezrozumiałą chorobą, która już przewróciła Twoje życie do góry nogami i wprowadziła mnóstwo niechcianych zmian a tu słyszysz jeszcze: zmień dietę….  Błłeeee!
Jasne, że budzą się w Tobie bunt i frustracja.
Myślisz: Już mam tak przerąbane i nawet cholernych ciastków mi nie wolno?!
Więc ustalmy na początku: wolno!
Jeśli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można. – jak mawia Pani Bukowa. Z gruba ciosane, ale pomaga zachować zdrowie psychiczne i dobry nastrój
A teraz zacznijmy od początku.

**

Po pierwsze: wyrzućmy ze słownika słowo DIETA.
Dieta kojarzy się z odchudzaniem. Z wyrzeczeniami. Z tymi podłymi Kaloriami, które cichaczem,
podstępnie zwężają w szafach nasze ubrania, gdy (nomen-omen) smacznie śpimy.
Więc słowo „dieta” wyrzucamy za okno.
Poleciało?
Ok. Nie zamykaj okna. Teraz wyrzucimy słowo MUSZĘ.
Nic nie musisz.
Jesteś dorosła. Masz dowód w kieszeni. Nic nie musisz, nikt niczego Ci nie zabrania!
Chcesz jeść ciastki?
Jedz ciastki!
Dwie tabliczki czekolady?
Proszę bardzo!
Kilogram czereśni?
Hmmm. Luuuubię, ale potem boli brzuch.
Acha.
No to chcesz te czereśnie, czy nie?
No chcę, ale tak, żeby brzuch nie bolał.
I te ciastki, żeby w biodra nie szło.
I to winko, byleby nie mieć kaca.
Dobra.
Umówmy się: marzenia ważna rzecz.
Fantazjowanie też bywa użyteczne. Pewnie dzięki temu wyszliśmy z zimnych jaskiń, bo komuś zamarzyło się przytulne ciepełko…
Ale jeśli już jesteś taka dorosła, że wszystko możesz, to możesz też pogodzić się z faktem, że wszystkiego mieć nie możesz 😀
Ale zawsze możesz wybrać:
Czyli albo ciastki albo zgrabny tyłek (czy lepsze wyniki krwi)…  
Prochu nie wymyśliłam.
Kluczowe jednak jest słowo: WYBIERAM.
Bo tak naprawdę, to nie MOGĘ WSZYSTKO definiuje Twoją dojrzałość.
Prawdziwie dojrzałe jest: MOGĘ WYBRAĆ.
WYBIERAM oznacza WOLNOŚĆ.
Czasem niewygodną, ale jednak.
Więc: Wybieram ciastki, bo lubię jak mi słodko.
Czy raczej: Wybieram rezygnację z ciastek, bo lubię jak moje ciało dobrze się czuje.

I dalej…
Wybieram brokuła, bo jest antyrakowy.
Wybieram to, co służy mojemu zdrowiu i pomaga mi odbudować organizm.
Wybieram produkty, które dokopują komórkom rakowym.
Wybieram produkty, które wzmacniają mój układ odpornościowy.
Wybieram produkty, które działają przeciwzapalnie.
Wybieram produkty, które są smaczne i kolorowe.
Wybieram produkty, które mi smakują.
Wybieram zdrowie.
Wybieram troszczenie się o siebie.
Wybieram siebie
.

**

Więc zanim zrobisz listę zakupów, porządki w spiżarni, ustalisz całkiem nowy jadłospis (na którym polecisz max trzy dni, bo potem skończy się rukola, a Ty zaśpisz do pracy i wystarczy czasu tylko na dwie drożdżówki kupione po drodze w Żabce) – popracuj nad SŁOWAMI.
Twój Mózg słucha. Twoje Serce słucha. Twoje Ego słucha.
Jeśli zapewnisz całą tę trójkę, że dostaną to, czego potrzebują, będą Cię wspierać.


PS. Myśląc w ten sposób udało mi się prawie odstawić pieczywo i ziemniaki, oraz słodycze.
Prawie, bo nadal lubię pieczywo, ziemniaki, a zwłaszcza słodycze. I nie zamierzam się katować i kiedy bardzo, bardzo potrzebuję ich do szczęścia – to je po prostu jem. Niczego sobie nie odmawiam. Z niczego nie REZYGNUJĘ. 
Po prostu, WYBIERAM co innego.
A tego innego jest tak dużo, że na to, co mi nie służy, praktycznie nie ma już miejsca. Serio.
A co najważniejsze: nie ma też poczucia straty i krzywdy.
Bo jak tu się ukrzywdzić, skoro codziennie, świadomie i celowo wybierasz to, co jest dla Ciebie samej dobre i służy Twojemu zdrowiu? Jeśli się o siebie troszczysz z czułością i uważnością?
Tyle słodyczy wobec siebie samej, to już nawet te ciastki tego nie przebiją.
Serio…

fot. Filip Konieczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.