SŁOWA MAJĄ MOC

Co pewien czas na którejś z onko-grup przetacza się ożywiona dyskusja dotycząca spojrzenia na chorobę nowotworową. Coś w stylu niepoprawny optymizm vs  mroczny realizm.
Te rozmowy długo we mnie rezonują. Pewnie dlatego, że toczę podobne dialogi od wielu, wielu miesięcy: najpierw sama ze sobą, potem z moimi Bliskimi, a wreszcie, od pewnego czasu, z różnymi onko-pacjentkami.


Zdaję sobie sprawę, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Bywa zatem tak, że miewam wątpliwości czy ja – osoba w remisji – w ogóle mam prawo się „wymądrzać” na temat tego, jak można mówić o raku? Zdarza się, że podkulam ogonek i wycofuję się pod kocyk.
Ale zaraz potem myślę:
Ej! Ale ja przecież nie mówię nikomu jak ma się czuć, co myśleć i co robić! A mój sposób myślenia nie pojawił się po wynikach ostatniego TK,  gdzie napisano medycznym żargonem, to co my pacjentki zamykamy w magicznej frazie: jest czysto.
Narracja, którą wybrałam i którą z takim przekonaniem promuję, towarzyszyła mi niemal od początku diagnozy i nie świadczy o „niepoprawnym optymizmie”. Wręcz przeciwnie: jestem realistką. Mój mąż mógłby nawet powiedzieć, że bywam „mroczna”, kiedy z kreatywnością godną lepszej sprawy rozwijam czarne scenariusze różnych niepowodzeń, z którymi możemy się zmierzyć.
Przyznam, że od czasu diagnozy robię to zresztą znacznie rzadziej. A od czasu skończenia terapii nie robię tego prawie wcale. I czasem rzeczywiście  wypowiadam się w tonie, który można uznać za „niepoprawny optymizm”, ale to kwestia głównie semantyki i bardzo STARANNIE I ŚWIADOMIE dobieranych słów.
Możecie mieć (uzasadnioną ) wątpliwość: jakie to ma znaczenie, po które słowa sięgamy, mówiąc o chorobie? Biorę chemię, którą zalecił lekarz i czy nazywam ją „uzdrawiającym eliksirem” czy „trucizną” – jej zadaniem jest robić swoje, czyli tłuc komórki rakowe.
Mój marker może wynosić tyle i tyle i mieścić się w normie lub ją przekraczać, niezależnie od tego czy używam słowa zdrowieję czy choruję.
Mój mąż może twierdzić, że wciąż jestem piękna – podczas gdy moje lustro mówi coś całkiem innego.
Czy to znaczy, że mąż kłamie?…
A gdyby powiedział:  No faktycznie, wyglądasz jak d… bez włosów i brwi – to naprawdę byłoby mi wszystko jedno?!
A widzisz, czyli jednak ma trochę znaczenie jakich słów używamy. 😊 Nawet jeśli sama patrząc w lustro myślisz: bosh, moja twarz wygląda jak d…a – bo to jest bliższe prawdy niż słowa  wyglądasz pięknie. Ale jednak nie jest miło, kiedy mówi je ktoś inny, a zwłaszcza ktoś ci bliski…
*
Dobra, zostawmy raka.
Pomyśl o pogodzie.
Taki dzień jak dziś (u mnie: 23 stopnie, słoneczko, piękne chmurki, zieleń, lekki wiaterek). Jest naprawdę pięknie i czuję się dobrze, jakoś więcej mi się chce.
A dwa dni temu, gdy lało, wiało, a temperatura spadła o 14 stopni w ciągu jednej doby, najbardziej atrakcyjny wydawał mi się kocyk i robienie nic. Choć nie jestem meteopatką i fizycznie czułam się całkiem spoko.
*
Inna sytuacja: wyjeżdżasz na romantyczny weekend i trafiasz do butikowego hotelu, o minimalnym niemal biurowym i pozbawionym jakiegokolwiek charakteru wyposażeniu. Jest czysto, ale o klimacie i przytulności trudno mówić.
I alternatywnie: pensjonat prowadzony z sercem i pasją, gdzie każdy pokój i zakątek urządzone są w przemyślany sposób, z duszą i intencją sprawienia Ci przyjemności.
Robi różnicę?
Można powiedzieć: w sumie niewielką. Wszak chodzi o dach nad głową, nocleg i śniadanie. Romantyczny nastrój wytworzymy sami. Ale gdybyś w tej samej cenie miał/a wybrać jedno albo drugie – na co byś się zdecydowała?
Widzisz: to co zewnętrzne: jak pogoda, wystrój pomieszczeń, nasze ubrania, kolory, które nas otaczają, zapachy (komu nie robi się cieplej na duszy, gdy w jego nozdrza trafia zapach ciepłego chleba z piekarni?! Nawet ktoś, kto odstawił węglowodany albo ma uczulenie na gluten westchnie przecież z rozkoszą) – ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie.
Słowa, których używasz są natomiast jeszcze bliższe: mogą pochodzić z zewnątrz: od innych ludzi, mówione, pisane – ale mogą też pochodzić z Twojego mózgu.
I wówczas SAMA decydujesz, których słów używasz. Być może – tych, których najczęściej używają ludzie wokół Ciebie. To naturalny mechanizm. Jim Rohn, znany przedsiębiorca, twierdził, że:

Jesteśmy średnią 5 dorosłych,
z którymi mamy regularny kontakt.

Jim Rohn

A być może według klucza, który jest mocno utrwalony w Twojej głowie i z jakiegoś powodu nie chcesz się z nim rozstać.
Może ten klucz podpowiada Ci, że to co „optymistyczne” równa się: „naiwne” albo: „infantylne”? Może wierzysz w naukę i uważasz, że ktoś, kto wypowiada się optymistycznie jest po prostu niedoinformowany albo wręcz: niedouczony?
A może stosujesz strategię : Wolę się nastawić pesymistycznie, bo wtedy rozczarowanie mniej boli, jest mniej zaskakujące. A jak będzie dobrze, no to najwyżej miły prezent.
Znam ten mechanizm obronny. Stosowałam go całe lata.
Ale wiesz co? To wcale tak świetnie nie działa. Długofalowo po prostu ZABIERA Ci cenną życiową energię na snucie planów B i C na wypadek awarii. Która wcale się nie zdarza. Albo zdarza się w wariancie D, na który i tak nie byłaś przygotowana. Albo zdarza się, bo… przyciągnęłaś ją do siebie.
Tak, wierzę w prawo przyciągania, jakkolwiek naiwnie i idiotycznie ono brzmi i nie potrafię go wytłumaczyć, bo jestem kiepska z fizyki kwantowej. Ale znam zbyt wiele przypadków – które potwierdzają jego istnienie – aby je zignorować.
Ale spoko! Nie próbuję Cię przekonać.
Próbuję pokazać Ci różnicę: możesz WYBRAĆ INNE SŁOWA.
Tylko i aż tyle.

To nie wymaga pieniędzy – których być może nie masz za dużo.

To nie wymaga wsparcia psychoterapeuty, do którego z różnych powodów nie jesteś gotowa / nie chcesz iść.

To nie wymaga rezygnacji z pracy czy opieki nad bliskimi, tego do czego czujesz się zobligowana.

To nie wymaga przebierania się, zakupu specjalnego stroju, butów czy gadżetów.

To nie wymaga wychodzenia z domu, ani nawet udziału w  zajęciach online.

To nie wymaga czasu ani siły – których może nie masz.

To nie wymaga niczego, poza DECYZJĄ – że właśnie to chcesz zmienić i UWAŻNOŚCIĄ – bo w praktyce wymaga to po prostu dużo uważności, zanim wejdzie Ci w nawyk.
Czy to naprawdę robi różnicę?
Przekonaj się.
Przeczytaj dwa poniższe teksty i powiedz: czy robią Ci różnicę?…

WERSJA A

Rok temu dowiedziałam się, że mam raka.
Nie mogłam uwierzyć, że jestem chora na tę straszną chorobę. Statystyki są przerażające i bardzo podkopały moją wiarę w wyleczenie.
Zaczęłam walczyć o życie z całych sił.
Moje życie stanęło na głowie, wszystko podporządkowałam pozbyciu się dziada.
Jestem na diecie, jem tylko zdrowe produkty, odmawiam sobie słodyczy i innych potraw, które dotychczas bardzo lubiłam.
Całkowicie skoncentrowałam się na leczeniu, chodzę do tych wszystkich specjalistów, którzy pomagają mi stanąć na nogi. To kosztuje mnóstwo pieniędzy, ale uznałam, że są sprawy ważne i ważniejsze.
Na razie udało mi się przechytrzyć raka, ale statystyki mówią, że istnieje 40% ryzyka wznowy. Jestem czujna, badam się nieustannie, aby nie dać się zaskoczyć.

WERSJA B

Rok temu otrzymałam diagnozę onkologiczną.
To było trudne doświadczenie.
Od tej chwili jestem w nieustającej podróży po zdrowie.
Wiele się zmieniło w moim życiu.
Zaczęłam troszczyć się o siebie. Zadbałam o swoje emocje. Więcej uwagi poświęcam relacjom z ważnymi dla mnie ludźmi, nawiązałam wiele cennych znajomości i przyjaźni.
Z czułością troszczę się o swoje ciało. To wymaga pomocy specjalistów i związane jest z dodatkowymi wydatkami, ale przynosi mi dużo dobra, którego nie sposób przeliczyć na pieniądze.
Jestem w remisji, ufam, że tak już pozostanie. Wkładam w to wiele starań. Zdaje sobie sprawę, że nie na wszystko mam wpływ, ale koncentruję się na tym, co dobrego mogę zrobić dla siebie. Przepełnia mnie wdzięczność za każdy dzień przeżyty w zdrowiu, w uważności na to, co mi służy.

To autentyczna historia.
Moja historia.
WSZYSTKIE słowa są prawdziwe – zarówno w wersji A, jak i wersji B.
Mogę wybrać każdą z nich – pozostając w prawdzie.
Ode mnie zależy, którą z nich zaproszę do swojego życia.
Mogę wybrać narrację i optykę patrzenia na to, co mi się przydarza.
To WYŁĄCZNIE KWESTIA WYBORU.
Nie kłamię, nie infantylizuję, niczemu nie zaprzeczam, świadomie wybierając wersję B.

A którą wersję Ty wybierasz?…

Fot. Filip Konieczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.