Stoisz przed lustrem i marudzisz: „nie układają się, przetłuszczają się, wypadają, siwieją..” nieustannie jakieś anse.
A potem słyszysz: „chemia” i nagle te przetłuszczające, przerzedzone, rozczochrane, siwiejące stają się najcenniejsze! Dla niektórych kobiet są ponoć tak cenne, że rozważają rezygnację z chemioterapii.
Utrata włosów to dla niektórych prawdziwa trauma.
Ja akurat podeszłam do sprawy spokojnie. Pomyślałam „No ok, jak mus to mus. Włosy odrosną, a życie mam jedno”.
Punktem odniesienia była G.I. Jane https://tiny.pl/9m4md
Ale nawet przy takim stoickim podejściu, nie uniknęłam wstrząsu, który wiązał się z odkryciem JAK się to odbywa.
Na to nie byłam przygotowana. Nic a nic.
Znacie powiedzenie o włosach „wychodzących garściami”?
No więc tu nie ma żadnej hiperboli. Żadnej przesady. Żadnej ściemy.
TAK WŁAŚNIE się to odbywa.
Dokładnie dwa tygodnie po pierwszej chemii.
Wychodzą garściami. Nagle. Wszystkie na raz. Pochylasz się nad umywalką, potrząsasz głową i biała porcelana znika w całości pokryta warstwą twoich włosów.
To nie jest proces. Nie jest tak, że codziennie tracisz ich więcej i oswajasz się z tematem. Po prostu któregoś dnia budzisz się, skóra na głowie boli jakby ktoś cię obił. Ty nie pamiętasz kto i gdzie, ale całą głowę masz pokrytą siniakami. A włosy wypadają.
To była prawdziwa trauma.
Wkurzyłam się.
Uznałam, że nikt nie będzie mnie tu straszył w moim własnym domu. Zwłaszcza: moje własne włosy.
Zawołałam męża do łazienki i wręczyłam mu maszynkę:
Kończ Waść, wstydu oszczędź! – nigdy nie miało dla mnie więcej sensu niż w tym momencie.
Odkryliśmy, że mam całkiem kształtną głowę i, ogólnie rzecz biorąc, nie ma dramatu.
Wybrałam pierwszą spośród piętnastu czapeczek i rozpoczęłam nowe, łyse życie.
Skóra głowy bolała mnie jeszcze przez dwa dni. Potem przeszło.
Kilka dni później na całej skórze głowy, a zwłaszcza na potylicy pojawiają się bolące wypryski. Prawdopodobnie tak właśnie twoje ciało usuwa truciznę na zewnątrz. Z każdym kolejnym cyklem było coraz lepiej i tych pryszczy było coraz mniej.
Niektórzy odpuszczają dbanie o głowę w tym czasie „skoro i tak nic tam nie ma”. Ale wiele pacjentek skarży się na świąd i przesuszoną skórę. Ja nie miałam takich dolegliwości.
Ale też przez cały ten okres myłam głowę delikatnym szamponem i smarowałam odżywką.
I tak to sobie leciało przez cały okres leczenia, a wraz z jego zakończeniem włosy zaczęły odrastać.
I bardzo mnie intrygowało:
SKĄD WŁOSY WIEDZIAŁY, ŻE TO JUŻ?!
W sensie wiecie: mogłyby odrastać pomiędzy wlewami, ale nie, one ruszyły do galopu dopiero po OSTATNIEJ chemii.
Zagadkę tę rozwikłał mój tata, który wyjaśnił:
„Jest rzeczą oczywistą, że otrzymałaś wraz z ostatnią dawką chemicznego koktajlu również kilka gramów wysokowydajnej mieszanki włosorośli na molekularnej zaprawce z czujnikiem odpalającym procesy wzrostu, kompatybilne z wiosennym pobudzeniem przyrody.”
Aha! No tak! To ma sens… 😊
Z powodu ocieplenia klimatu objawiającego się oziębieniem temperatur zakupiłam na okoliczność tej ślicznej wiosny dwa dodatkowe polary, które dorzuciłam do zestawu dwóch bluz z kapturem, które donaszam po swoim synu i kolejnych dwóch donaszanych (jest takie słowo w ogóle?) po córce.
Udały mi się te dzieci: takie ładne, duże urosły i cieszę się, że im takie fajne ciuchy kupowałam!
Kaptury zrobiły robotę, bo ciągle mi było zimno w dekiel. Tak więc śpię w kapturze, jem w kapturze i spaceruję w kapturze. W efekcie tył głowy słabo zarósł i miałam jak niemowlak, któremu rośnie na górze, ale już potylica od leżenia łysa jak była. Ja nie leżałam, ale kaptury i czapki chyba wyjaśniają ten fenomen mojej niemowlęcej fryzury. Dobrze, że ciemiączko zarosło, to przynajmniej nie muszę się martwić o ciśnienie śródczaszkowe.
Włosy odrastają w przedziwnym, gołębim kolorze. Jeśli to oznacza, że mam być takim gołąbkiem pokoju, no to nie wiem czy to pyknie, bo jak widzę co się w naszym kraju odp…la, to raczej nie jestem w nastroju do pokojowego gruchania.
Ale internety właśnie mnie poinformowały, że ze swoją nowa stylówą, nieoczekiwanie dla siebie samej wylądowałam w mainstreamie, mam look godzien czerwonych dywanów, gdzie #greyhair rządzi! O rany! Naprawdę szkoda, że wciąż siedzę w lesie!!!
Tak czy owak, po tych kilku miesiącach uznałam, że w życiu nie żyło mi się tak komfortowo z własną głową i z tym co na niej (co w niej – to już odrębna historia). I kto wie, może przy tym zostanę?…
Zwłaszcza w te poranki, gdy siedzę na swoim dywaniku w mandale, w kolorowych szarawarach, w pozycji pseudo-lotosu (w sensie: po turecku) i czuję się jak prawdziwy mnich klasztoru Shaolin, po prostu kwintesencja buddyzmu, ZEN i klasycznej filozofii stoickiej. I dlaczego miałabym rezygnować z takiej pięknej fantasmagorii…? 😊
PROTIP
Kosmetyki do skóry głowy wybierz według własnego uznania i potrzeb.
Ja używałam szamponu i odżywki Dermena – cena ok 20zł, wydajne i delikatne.
Ale koleżanka używała oleju kokosowego i też bardzo sobie chwaliła.
fot. Filip Konieczny
.
2 thoughts on “A ty noś, noś bracie długie włosy”