WALKA… ?

„Przegrał/a walkę z rakiem” – te słowa czytamy w nekrologu i słyszymy nad grobem osoby, która chorowała na nowotwór.
Mam z nimi duży kłopot. Wiem, że nie ja jedna.
Nie bardzo trafia do mnie ta militarna narracja: „walka, wojna, batalia”.
Jeszcze mniej podoba mi się słowo „przegrać”.
Przegrać można w karty.

Można przegrać swoje życie, jeśli dokona się niewłaściwych wyborów i odda walkowerem.
Ktoś kto choruje, nie może przegrać. Może się starać, może pomagać sobie na różne sposoby w zdrowieniu, w radzeniu ze skutkami choroby jak i leczenia. Może umrzeć wreszcie z powodu choroby (albo: leczenia, jak to bywa w onkologii). Ale niczego nie przegrywa.
Potrafię sobie natomiast wyobrazić, że można przegrać z NFZ. Wielokrotnie miałam poczucie, że raczej walczę z ograniczeniami narzuconymi przez niewydolny system służby zdrowia, niż  własną chorobą. Co kilka miesięcy dowiadujemy się, że wycofano refundację kolejnego skutecznego leku na różne odmiany raka. Pacjenci walczą o finansowanie leków, które ISTNIEJĄ, ale ktoś arbitralnie uznał, że panienka z okienka TV jest ważniejsza i bardziej warta tych pieniędzy niż panienka z rakiem. Tak – to jest walka. Błaganie innych ludzi po pomoc, o pieniądze, W tym wypadku pacjenci rzeczywiście zostali ograni przez system. Pozostawieni sami sobie.
Czy są PRZEGRYWAMI?
Czy naprawdę chciałabyś tak o sobie myśleć?
Chciałabyś, żeby ktoś tak podsumował Twoje życie?
Ja postanowiłam sobie, że na to nie pozwolę.
Mogę umrzeć na raka, ale jeśli ktoś na moim pogrzebie powie „przegrała walkę z rakiem” – to przysięgam, że wygramolę się z grobu i przegryzę mu tętnicę.
Rak może mnie zabić.
Ale  nie gramy w planszówkę. Niczego nie przegram.
Będę działać na swoich zasadach. Będę podejmować swoje decyzje, na ile będzie to możliwe w polskim systemie zdrowia i na ile fundusze mi pozwolą. Zdaję sobie sprawę, że pole manewru mam mocno ograniczone. Ale to wciąż jestem JA.
*
Wydaje się, że sformułowanie „walka z rakiem” jest najoczywistszym, które przychodzi nam do głowy. Mnie również trudno się od niego uwolnić, wypowiadam je czasem bezwiednie…
W społeczeństwie i w komunikacji wciąż funkcjonują pewne kalki i stereotypy, które powielamy nieświadomie. Z automatu uznając za swoje. A są tylko przejętą z otoczenia narracją.
Masz prawo myśleć o swojej chorobie, co tylko uważasz. I nikt nie ma prawa mówić Ci, co masz myśleć, jak ją nazywać, jak się czuć.
To jasne.
Nie masz wpływu na geny. Nie masz wpływu na to, jak funkcjonuje polska służba zdrowia. Nie masz wpływu na rodzaj raka, który Cię zaatakuje.
Masz wpływ na to, w jaki sposób będziesz o nim myślał/a.
Bo to, jak o nim myślisz, sprawia, że masz (lub nie) nad nim kontrolę. Że możesz go „ogarnąć”. Że możesz zająć się czym innym – czyli w tym wypadku: ŻYCIEM, bo przecież wciąż jeszcze żyjesz, prawda?
Walka może zdominować całe to życie i w ten sposób Ci je odebrać.
Nie pozwól na to.
Zdaję sobie sprawę, że opowieść o dzielnej Wojowniczce, która przywodzi na myśl Wojowniczą księżniczkę Xenę (ach, któż pamięta?!) – to bardzo uwodząca narracja. Która z nas nie chciałaby być umięśnioną, opaloną, seksy do sześcianu wojowniczką z tarczą, mieczem i  grzywą do pasa?!
Tak. Aż się roi od takich na oddziałach chemii i chirurgii onkologicznej…
Same wojowniczki! Jedna w drugą, cała armia: podpięte pod kroplówki, z wenflonami, portami, w chustkach, turbanach lub z łysą glacą. Jeśli grzywa do pasa to najpewniej z AliExpress.
Nie, nie nabijam się! Sama przedstawiałam taki obraz, wyprowadzałam swój stojak z kroplówką na spacerek do WC i wołałam na niego Reksio…
Nie czułam się wojowniczką. Chciałam tylko przetrwać godnie na ile się da.
Ale to ja. Ty może wypinasz klatę, nie opuszczasz gardy, na chemię przychodzisz w szpilkach, peruce i pełnym makijażu. Smartfon w dłoni zamiast miecza, lusterko w garści zamiast tarczy. Lustereczko, lustereczko powiedz przecie…
Ok, masz prawo.
Może nawet bywasz obiektem zazdrości, albo wzorem do naśladowania.
Pozwól, że zajrzę pod skórę wojowniczek, które wyszły na pierwszą linię frontu, zdecydowane „pokonać dziada i nakopać mu do d…”.
„Wzrastają tempo i siła skurczów serca. Podnosi się ciśnienie krwi i zwiększa jej ilość pompowania do mięśni szkieletowych, co ma pomóc w szybszym poruszaniu się i zwiększaniu siły. Oskrzela rozszerzają się i łatwiej jest oddychać. Rozszerzają się również źrenice oczu, dzięki czemu wyostrza się wzrok.” – czytamy w Tajemnicach długowieczności Marty Zaraskiej (str 56). To opis reakcji na stres.
„Po zaalarmowaniu przez ciało migdałowate struktura mózgu zwana podwzgórzem rozpoczyna kaskadę hormonalną. A do krwioobiegu wlewa się kolejny koktajl zawierający hormony takie jak kortyzol./…/ Hormon ten ma tak złą reputację pomocnika stresu, że magazyn Psychology Today nazwał go kiedyś wrogiem zdrowia publicznego nr 1. Z czysto fizjologicznego punktu widzenia wykazano związek kortyzolu z przyrostem wagi, cukrzycą, rakiem i chorobami serca.”
Ooo! Taak!
Cukrzyca, choroba serca i jeszcze więcej raka!
To jest dokładnie to, czego potrzebuje każda pacjentka onkologiczna!
A jednak nastawianie się na walkę, wywołuje właśnie taki efekt w twoim ciele. Nadnercza produkujące kortyzol, nie pytają czy walczysz z tygrysem, z nieempatycznym lekarzem czy z rakiem. Sygnalista odtrąbił Bogurodzicę i szarża kortyzolowo-adrenalinowa ruszyła z kopyta…
Trudno jest zmienić tę narrację.
Walczę ze sobą, aby tak nie myśleć… 😉
Znowu „walka” co? 😉
Pojawia się sama, nieproszona, nawet gdy jestem już taka oświecona!
Wolniej, wolniej wstrzymaj konie!
Ommmmmm!
No to może inaczej: może nie „walcz ze sobą” ale: „walcz O SIEBIE”?
Stąd już jest bliżej do:
DBAJ, ZATROSZCZ SIĘ O SIEBIE…
Może los obdarował cię wściekłym, agresywnym psem, ale ty go obłaskawisz, uciszysz.
Tak, jak Mały Książę oswoił lisa.  
*
Czy można oswoić raka?
Można.
Na początek: spróbuj dowiedzieć się: skąd przyszedł?
I po co?
Dowiedz się, czego chce?
To trudny i dość żmudny proces.
Ale może kiedy się dowiesz, będziesz w stanie mu to dać?
*
Simonton mawiał, że „rak jest przesłaniem miłości”.
Bardzo, bardzo trudno w to uwierzyć, kiedy zmagasz się z wszystkimi skutkami leczenia i samej choroby.
A jednak wielu osobom się udaje.
Te osoby często żyją zaskakująco długo, wbrew niekorzystnym dla siebie  rokowaniom i statystykom.
Przypadek?
*
Znam piękną historię o takim (nie)przypadku.
Pewna dziewczyna, prawdziwa onko-fighterka, zamarzyła o tatuażu na przedramieniu.
Słowo FIGHT (walka) – wydawało jej się w pełni adekwatne.
Tatuażysta się pomylił, ona nie zwróciła uwagi.
Wróciła do domu ze słowem  FAITH (wiara).
*
WIARA
*
NADZIEJA
*
MIŁOŚĆ
*
Może w tej trudnej, dalekiej podróży okażą się lepszym, skuteczniejszym wsparciem niż WALKA?
*
Ale oczywiście, jak zawsze – WYBÓR NALEŻY DO CIEBIE

fot. O.K.

11 thoughts on “WALKA… ?

  1. Miroszka says:

    Kurcze, sama nie wiem,ja po prostu zaakceptowałam tę chorobę.Przy pierwszym razie,w 2004 roku może się trochę przejęłam,bo najmłodsze dziecko miało 12 lat,ja 51, więc trochę rozmyślałam.Ale po operacji i 1 chemii pojechaliśmy na 3 tygodnie do Bułgarii na urlop i jakoś mi choroba z głowy uleciała.Teraz przy wznowie po 18 latach,mam już 69 lat, uważam,że nie każdemu dane było tyle dożyć i też jakoś specjalnie nie przeżywam 😊. Zaprzyjaźniłam się z nim i tym razem pojadę nie do Bułgarii,a do Chorwacji 😊

  2. Olusz says:

    A ja walczyłam, walczyłam jak cholera – takie były początki. Nie znałam wtedy siebie i nie wiedziałam nic o akceptacji. Walka wydawała się jedynym slusznym wyborem. Dotrwałam do pewnego momentu, kiedy wszystko się sypnęło- ja się sypnęłam. Pomogła psychoonkolożka- długi proces. Kontrola byla moim drugim, a może pierwszym, ja. Na szczęście teraz już tak nie jest. Czuje ogromna różnice, dlatego wszystkim fighterkom chce powiedzieć „ odpuść”, znajdź dobrego psychoonkologa, zadbaj o siebie.

    • Miroszka says:

      I mnie córka zaprowadziła do psychologa.Po godzinnej rozmowie powiedział mi,że jestem tak pozytywnie nastawiona, jakby ta choroba była obok mnie.Ale gdyby coś się zmieniło,to zawsze mogę przyjść ponownie.

    • Dorota says:

      Jakbyś czytała w moich myślach. Ja – osoba zadaniowa – po diagnozie, operacjach i pierwszej chemii ( “czysta”) stawałam na głowie, by choroba nie wróciła. Jadłam zdrowo, brałam wszystkie możliwe suplementy, włączyłam sport i ruch na świeżym powietrzu i psy wieszałam na jednym z mało empatycznych lekarzy, który powiedział, ze i tak się zobaczymy, bo choroba wróci. Niestety miał rację. Remisja trwała niecały rok. Kolejna tura chemii i tym razem niepełne wycofanie się zmian, ale jednak stabilizacja. I znów nadzieja, ze a nuż uda się te sytuację utrzymać. Ale , ze nie mam szczęścia w tej rosyjskiej ruletce, znów przyszło rozczarowanie. Teraz kolejna tura ciężkiej chemii. Psychicznie ciężko, bo definitywnie przestawiam myślenie na pogodzenie się z faktem, ze rak mnie nigdy nie opuści, a kolejne leki będą (jeśli się uda) jedynie przedłużać moje życie. To czego pragnę to zachować kontrolę na swoim ciałem, a kiedy przyjdzie moment, ze grozić mi będzie jej utrata, a do tego dołączy ból i cierpienie mam w odwodzie Exit, bo mieszkam w kraju, w którym opcja wyjścia ostatecznego na własnych warunkach jest na szczęście dopuszczalna. Pozdrawiam serdecznie.

  3. Agnieszka says:

    nie chodzę do psychologów, nie przerabiam tematu skąd się rak wziął, po co itp. Nie wiem czy dobrze robię??
    zwyczajnie żyję, ledwo pamiętam o raku, ciągle myślę, że dożyję 90-tki. 2 miesiące temu skończyłam pierwszą turę wlewów, teraz tylko awastin. Markery rosną i za 3 tygodnie zapewne przekroczą próg 35…
    całe życie miałam ze wszystkim pod górkę, książkę sensacyjną można byłoby napisać, więc specjalnie mnie nie dziwi, że i tym razem życie mnie nie oszczędza…
    ale ja sobie żyję swoim nuuudnym życiem – bo takie lubię 🙂

  4. Janina says:

    ” Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie “…minęło prawie 6 wieków i niestety!
    W szpitalu dr.Sokołowskiego w którym biorę chemię (30.08.22.trzecia ,spotkania z
    CHOGRYMI nie napawa optymizmem.

  5. Janina says:

    ” Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie “…minęło prawie 6 wieków i niestety!
    W szpitalu dr.Sokołowskiego w którym biorę chemię (30.08.22.trzecia)
    ,spotkania z
    CHOGRYMI nie napawają optymizmem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.