początek podróży

Zmierzyć się z diagnozą onkologiczną nie jest łatwo, w żadnym czasie.
A w środku pandemii to już naprawdę lipa.
Wrzesień i październik 2020.
Dwa miesiące na bezdechu.
O tyle niezręcznie, że wokół właśnie dzieją się „ciekawe czasy”,

Ludzie na ulicach, ludzie w szpitalach, ludzie bez pracy, pieniędzy, nadziei.
A ty nieoczekiwanie lądujesz w „grupie wysokiego ryzyka”,
i w czterech ścianach rozgrywasz swój mały, prywatny dramacik
nie mogąc współuczestniczyć w tych wszystkich ważnych wydarzeniach.
Tam toczą walkę o lepsze jutro, ty toczysz walkę o jakiekolwiek jutro…
Ale właśnie w tej przysłowiowej „biedzie” masz szansę doświadczyć tej PRAWDZIWEJ, najgłębszej PRZYJAŹNI.
I przekonać się, że w naszym przedziwnym kraju są instytucje, które na przekór wszystkiemu działają tak, jak deklarują w swojej misji:
 „Leczymy wiedzą i sercem”. Dolnośląskie Centrum Onkologii ❤
W szpitalu na Hirszfelda – przyszłam na świat. 16 listopada.
W tym samym szpitalu – 47 lat później, również w listopadzie, podarowali mi nowe życie.
Operacja była radykalna i skuteczna, ale nie oznaczała końca batalii – z początkiem grudnia zaczęłam kilkumiesięczny challenge – chemioterapię.
Zastanawiałam się, czy w ogóle o tym pisać.
Jestem 200%wym introwertykiem, zdystansowanym i zakopanym w swojej norce, w której liżę rany, pośród książek i swoich małych sekretów.
Skąd ten nieoczekiwany ekshibicjonizm?
Pomyślałam, że jeśli już mi się to przydarzyło, a leczenie onkologiczne i tak odziera Cię z intymności i prywatności, to rozegram to na własnych warunkach.
Próbując wyciągnąć tyle pożytku dla Innych, ile się da,  w tych szczególnych okolicznościach przyrody.
I zacznę już teraz – krótką przypowiastką.
 Kilka osób zapytało w jaki sposób się zdiagnozowałam. Opowiem.

Historia zaczęła się 20 lat temu, kiedy próbowałam wydać na świat swoją pierworodną córkę.
Wówczas była niezwykle nieśmiałą istotą, która rozmyśliła się w trakcie tego bolesnego procesu i uznała, że jednak nie jest gotowa na podbój świata. Po kilkugodzinnym (moim) spacerze po ścianach i alarmującym pisku aparatury monitorującej czynności życiowe (jeszcze) płodu, lekarze zlitowali się i zarządzili cesarkę. Operator dość niechlujnie wykonał swoje zadanie i nie przyłożył się do szycia, o czym dowiedziałam się dwa lata później, kiedy sytuacja się powtórzyła, a ja w próbowałam wypchnąć z siebie wielkanocnego zajączka o imieniu Krzyś. (Taki protip dla zainteresowanych: nie próbujcie wydawać dzieci na swiat w  trakcie świąt, to jest bardzo, ale to bardzo źle widziane w szpitalach 😊).
Operujący lekarz w trakcie zabiegu skomentował:
„A kto pani to tak spieprzył za pierwszym razem?” /koniec cytatu/
Miałam na twarzy maskę z tlenem i zabrano mi okulary, więc i tak nie zobaczyłabym jego miny, gdybym zdołała wydusić z siebie odpowiedź: „No pan, dwa lata temu.”
Poza tym, no wiecie, nie jest chyba dobrym pomysłem denerwować lekarza, który „poprawia robotę partacza”, a właśnie skończył dyżur i każda minuta szycia odsuwa go od wielkanocnego obiadu w gronie rodzinnym.
Kilkanaście lat później zaczęły mi się dziwne kłucia w prawym boku. Z początku myślałam, że to zapalenie  wyrostka, ale po kilku miesiącach uznałam, że byłoby to najbardziej przewlekłe zapalenie wyrostka w historii medycyny. Zaliczyłam kilka wizyt u ginekologów i internistów.
Dziś wiem, że kłucie wzięło się ze zrostów po tamtych fatalnych szyciach. Zrosty „dźgały” moje jelita i stąd te dziwne kolkowe dolegliwości.
Zanim się tego dowiedziałam, udało mi się wreszcie wydobyć skierowanie na USG jamy brzusznej.
Lekarz badał mnie długo.
Zbyt długo.
Kiedy wreszcie na mnie spojrzał, bez uśmiechu, wiedziałam, że jest źle.
„Niech pani zrobi rezonans. Szybko”
Kiedy zapytacie dr Google, wypluwa z siebie bezduszne statystyki, rokowania i śmiertelność.
„Rak jajnika – cichy zabójca”.
Żadnych objawów, żadnych podejrzeń, żadnych wskazań.
Mam ogromne szczęście.
Spartaczony przed dwudziesty laty zabieg – uratował mi życie.
Znalazłam swojego zabójcę w pierwszym stadium, zanim rozgościł się na dobre.
Wycięli go w pień, zanim on zdążył podciąć gałąź mojego życia.
Byłam kilkakrotnie u ginekologa, na badaniu USG – żaden nic nie znalazł, nic nie widział.
Nie miałam ŻADNYCH objawów charakterystycznych.
Tak mi się wydawało.
Bo okazuje się, że dla raka jajnika charakterystyczne są takie, które naturalnie wiążemy z dolegliwościami układu pokarmowego, z tzw. „niestrawnością”.
Jakaś lekka zgaga (pierwszy raz w życiu), jakieś przelewanie w brzuchu. Nic takiego.

Nie chcę Cię straszyć.
Chcę Cię zachęcić.
USG jamy brzusznej kosztuje ok. 100 zł.
Jest bezbolesne, nie powoduje jakiegokolwiek dyskomfortu, trwa zaledwie kilka minut.
Może uratować Ci życie.
Każda osoba, która mierzy się z nowotworem, powie Ci to samo:  BADAJ SIĘ.
Zrób mammografię, cytologię, morfologię, USG.
Proste, niekosztowne, albo w ogóle bezpłatne badania.
Wiem, że nie pierwszy raz czytasz te słowa.
I teraz może nawet się przestraszysz i postanowisz, że tak, właśnie tak zrobisz.
A potem zapomnisz, będą inne sprawy, codzienne obowiązki.
Poza tym, być może czujesz się dobrze, nic Cię nie niepokoi.
1 września wracałam z wakacji pełnia energii, pełna życia, pełna planów.
4 września  moje życie zaliczyło fikołka i zatrzymało się w pozycji „padnij”.
4 listopada przeszłam operację, podczas której wypatroszyli mnie jak indyka na listopadowe Święto Dziękczynienia.
4 grudnia byłam już po pierwszej chemii.
Proszę Cię: ZBADAJ SIĘ.
Zrób sobie i swoim Najbliższym prezent na Dzień Kobiet, na urodziny, bez powodu.
Prezent na miarę naszych ciekawych czasów.
Zrób to dla siebie. I dla mnie.
Będzie mi znacznie lżej mierzyć się z Nieznanym, jeśli będę wiedziała, że to stało się po COŚ.
Że wyniknie z tego coś Dobrego.
Dobro w tym wypadku oznacza wydruk pełen rozpaczliwie nudnych, przeciętnych, absolutnie niewychylających się i standardowych wyników.
Takich Wam życzliwie życzę.
Jeśli już jesteście z trakcie leczenia – takich wyników życzę Wam jeszcze goręcej!

PS. A kiedy masz pokusę, aby pomarudzić na jakiegoś fachowca, że coś spieprzył… Cóż… 

PROTIP:

Więcej na temat raka jajnika i jego objawów opowiada też przystępnie Mama Ginekolog:

https://mamaginekolog.pl/co-powinnas-wiedziec-o-raku-jajnika/

fot. Filip Konieczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.